Jak się rozstać ze zmarszczkami w kulturalnej atmosferze.
Ja i moje zmarszczki postanowiliśmy pójść każde swoją drogą
Za obopólną zgodą. No, tak z ręką na sercu to przyznam, że nie pytałam się zmarszczek o zdanie. Ponieważ jednak nie protestowały, zakładam, że rozstanie nastąpiło za porozumieniem.
Nadszedł dzień, gdy uznałam, że ze zmarszczkami mi nie do twarzy. Nie były tragiczne, jednak widoczne i dodawały mi lat. Inwazyjne zabiegi odpadały, nie tylko ze względu na wysokie koszty. Jestem zwolenniczką szacunku dla natury, spełniania jej oczekiwań i współpracy z nią. Wybrałam więc metody naturalne, wśród których poczesne miejsce zajęły produkty ANNA PIKURA.
Zaczęłam od kolagenu. Jak wiadomo, to jego deficyty w pierwszym rzędzie powodują powstawanie zmarszczek, a jego produkcja z wiekiem spada, szczególnie mocno w okresie menopauzy. Kolagen AP BIOAKTIV White stał się więc moim kosmetykiem numer 1, a od czasu do czasu pozwalam sobie też na kolagen Plus, z dodatkiem aktywnej witaminy A, która jest, jak wiadomo, specjalistką od odmładzania skóry, odbudowa tkanek następuje więc jeszcze szybciej.
Kolagen aktywny biologicznie wymaga specjalnej procedury stosowania, a uzupełnienie go odpowiednimi kosmetykami jeszcze zwiększa jego moc. Postępuję więc tak: Najpierw spryskuję skórę bogatym w składniki odżywcze hydrolatem z róży białej AP Rosarium, ponieważ kolagen wchłania się dobrze tylko na porządnie wilgotnej skórze, a przy okazji wciąga tę wilgoć w jej głąb. Rozprowadzając kolagen po skórze serwuję jej energiczny masaż i oklepywanie – to nie tylko pomaga kolagenowi dostać się pod naskórek i do skóry właściwej, ale i pobudza krążenie, a więc i poprawia naturalne funkcje skóry.
Po wchłonięciu się kolagenu nakładam AP Hyaluronist (jeśli akurat mam J) – to czysty kwas hialuronowy, substancja naturalnie występująca w skórze, która nie tylko wypełnia „materac” z kolagenu i elastyny, ale też zapewnia skórze nawilżenie oraz służy za środek transportu substancji odżywczych.
No i na deser, dysponując już tak znakomitymi nośnikami substancji czynnych jak kolagen i kwas hialuronowy, aplikuję krem. Oczywiście bio marki ANNA PIKURA, nasycony naturalnymi, botanicznymi substancjami odmładzającymi, nawilżającymi, przeciwrodnikowymi i ochronnymi. Wiem, że źle dobrany krem, złożony z produktów ropopochodnych i naszpikowany konserwantami, emulgatorami etc., pogarsza stan skóry i przyśpiesza jej starzenie się. Odrzucam więc wszystkie modne produkty, nie boję się też słońca (oczywiście nie nadużywam go).
Mój ulubiony biokrem AP to przeciwzmarszczkowy odbudowujący Successlogy, pachnący ukochaną (i pielęgnującą) wetiwerią i wyposażony w dwie naturalne substancje odmładzające – bogaty w przeciwzmarszczkowe witaminy A i C olej z dzikiej róży piżmowej oraz olej z wiesiołka.
Na początek jednak, jako kurację uderzeniową, zastosowałam hiperluksusowy krem Poetica, istną bombę odmładzającą, z aktywną witaminą A, olejem z awokado, masłem z orzechów shea i olejem z wiesiołka. Najlepiej nakładać ją wieczorem, przez noc skóra najwydajniej wykorzystuje dostarczane jej składniki.
Na co dzień stosuję najczęściej Douxmatique – krem do skóry naczyniowej, wrażliwej, suchej i bardzo suchej. Nie mam wprawdzie skóry suchej, ale skłonności do naczyniowości i wrażliwości – tak, a pod kołderką Douxmatique czuję się bardzo zaopiekowana. Krem ten zawiera całą baterię dział przeciwzmarszczkowych – oleje z dzikiej róży piżmowej i z wiesiołka oraz masło tucuma – a hydrolat z kwiatów lipy szerokolistnej działa łagodząco, oczyszczająco, ochronnie, przeciwzapalnie, skutecznie łagodzi podrażnienia.
No i… miałam też szczęście stosować Sacrum, krem nad kremy, który dostarcza skórze wszystkiego, co jej potrzebne. „Niewyczerpane źródło młodości” zawiera tetrapeptyd młodości, który kieruje całą orkiestrą wybitnych artystów pielęgnacji, odmładzania, nawilżania, a wśród nich są olej z dzikiej róży piżmowej, sok z bażyny czarnej, masło z orzechów shea, olejek eteryczny z drzewa sandałowego, wyciąg z opuncji figowej.
Okolicom oczu tak samo serwuję solidną dawkę hydrolatu, kolagenu i Hyaluronista, a na koniec biokrem Serenology i dobrze znane ze swej botanicznej skuteczności: różę, wiesiołek, naturalne ceramidy roślinne.
Do tego nie marnuje się u mnie żadna wyciśnięta cytryna czy skórka od banana ani też inne cenne obierki, które zazwyczaj bezrefleksyjnie wyrzucamy. Myślę, że skóra jest mi wdzięczna za te dodatkowe dawki witamin i mikroelementów – a przy okazji masażu. Wprowadziłam też w plan dnia minimum kwadrans intensywnego ruchu. To udowodnione naukowo – ludzie uprawiający hobbystycznie sport bądź po prostu ruszający się świadomie i regularnie wolniej się starzeją – i na twarzy, i w mózgu!
Rozstanie ze zmarszczkami postanowiłam dodatkowo zabezpieczyć. A jeśli zmienią zdanie, zawrócą z nowo obranej drogi i mnie dogonią? Przeprowadziłam więc kompleksową akcję z użyciem Dual Laser SPTF+ oraz fal radiowych (zabieg Rewitalizacja AP). Wzięłam po serii zabiegów obydwu rodzajów, na koniec każdego nakładano mi jeszcze nawilżającą i odżywczą maskę algową. U kompetentnych kosmetolożek w Klinice ANNA PIKURA upewniałam się, czy efekt nie jest tylko doraźny, czy rezultatem jest rzeczywiste cofanie „wskazówek zegara skóry”. Po roku od zakończenia zabiegów mogę potwierdzić – tak.
Wyproszone w ten sposób delikatnie i elegancko zmarszczki nie zemściły się żadnym efektami ubocznymi – twarzą zombie, niczym produkowana seryjnie maska (bolączka znanych aktorek), ani nagłym powrotem po pewnym czasie (skutek kontynuowania złych nawyków i niepodtrzymywania dobrych).
Wiedziemy więc teraz odrębne życie i jest nam z tym dobrze. A przynajmniej mnie J